Czy OZE naprawdę ratuje planetę? Czas na niewygodną prawdę

 Drogi Czytelniku,

Europa od jakiegoś czasu ubzdurała sobie, że będzie światowym liderem ekologii. Walka z emisjami CO2, energia odnawialna, normy ekologiczne – to wszystko brzmi ładnie, prawda? Ale co to tak naprawdę daje? Czy faktycznie ma sens, czy może chodzi bardziej o polityczne interesy i medialne chwyty? Moim zdaniem warto się temu przyjrzeć i zastanowić się, czy nie błądzimy w tej zielonej euforii.

Nie da się ukryć, że zieloni świetnie się ustawili. W krajach takich jak Niemcy czy Francja zdobyli poparcie młodych, którzy martwią się o przyszłość planety. Zrozumiałe, prawda? Każdy z nas chce żyć w czystym środowisku. Ale co z tego wyszło? Partie socjalistyczne i centrowe, żeby utrzymać się u władzy, musiały się z nimi dogadywać. W efekcie ekologia stała się kartą przetargową. Ale, Drogi Czytelniku, czy naprawdę chodziło im o środowisko, czy bardziej o polityczne układy? Patrząc na to, jak wyglądają ich działania, trudno nie mieć wątpliwości.

Obrazy topniejących lodowców, pożarów w Amazonii czy ginących gatunków. Znasz to, prawda? To działa na emocje, budzi strach. Politycy uwielbiają grać na emocjach, bo to daje im głosy i poparcie. I tak ekologia stała się ich narzędziem PR-owym. Na papierze wygląda to pięknie: neutralność klimatyczna do 2050 roku, zielone inwestycje, świat bez węgla. Ale co za tym stoi? Gigantyczne koszty, które ponosisz Ty i ja. Większe rachunki za prąd, droższe paliwo, wyższe ceny żywności. Czy ktoś nas o to pytał? No właśnie.

Drogi Czytelniku, czy zastanawiałeś się, ile energii potrzeba, żeby wyprodukować 1 kWh energii z różnych źródeł? Oto kilka przykładów. Wytworzenie 1 kWh energii z węgla wymaga około 0,5 kg surowca, co generuje średnio 0,9 kg CO2. Produkcja 1 kWh z energii jądrowej wymaga około 0,0007 kg uranu, co praktycznie nie generuje emisji CO2 (pomijając emisje związane z budową infrastruktury). Energia wiatrowa? Aby wyprodukować 1 kWh energii, potrzeba odpowiednich warunków pogodowych. Emisje w cyklu życia są minimalne (ok. 0,02-0,05 kg CO2 na kWh), ale jak często widzimy bezwietrzne dni, które wyłączają turbiny? A energia słoneczna? 1 kWh energii wymaga paneli słonecznych, a emisje związane z ich produkcją wynoszą około 0,05-0,1 kg CO2 na kWh. Do tego dochodzi problem z utylizacją paneli po ich żywotności. Jak widać, każde źródło ma swoje wady i zalety, ale czy na pewno OZE to przyszłość? Moim zdaniem niekoniecznie.

A teraz pomyśl o węglu. Tak, wiem, brzmi to jak herezja w dzisiejszych czasach. Ale zamiast całkowitego odchodzenia od węgla, czy nie lepiej byłoby unowocześnić kopalnie? Zastosować technologie wychwytywania i składowania CO2 (CCS) albo zgazowania węgla? Dzięki temu moglibyśmy ograniczyć emisje, a jednocześnie zachować niezależność energetyczną. Pomyśl też, Drogi Czytelniku, o tym, że produkcja paneli słonecznych i turbin wiatrowych w dużej mierze zależy od Chin. Czy naprawdę chcemy uzależniać naszą energetykę od importu, podczas gdy mamy pod ręką własne surowce? To pytanie, które każdy z nas powinien sobie zadać.

Nie zrozum mnie źle. OZE mają swoje plusy. Ale czy są idealne? Spójrzmy prawdzie w oczy: farmy wiatrowe i słoneczne zajmują ogromne obszary ziemi. Jak to wpływa na rolnictwo? Na ekosystemy? Do tego dochodzi problem magazynowania energii, która jest produkowana tylko wtedy, gdy świeci słońce lub wieje wiatr. A co w zimie, gdy dni są krótkie i pochmurne? Dlatego uważam, że zamiast ślepo gonić za zielonymi marzeniami, powinniśmy podejść do tematu pragmatycznie. Węgiel, atom i OZE mogą współistnieć. Ważne, żebyśmy postawili na zdrowy rozsądek, a nie na polityczne hasła.

Drogi Czytelniku, brzmi to ostro, ale czas spojrzeć prawdzie w oczy. Ekologia w Europie stała się bardziej narzędziem politycznej gry niż realnym rozwiązaniem problemów. Modernizacja kopalni węgla mogłaby być jedną z odpowiedzi na nasze potrzeby energetyczne. Dlaczego z tego nie korzystamy? To pytanie zostawiam Tobie. Chciałbym jednak zaznaczyć, że popieram oddolne inicjatywy ekologiczne. Tam, gdzie ludzie widzą realne zagrożenia – jak betonoza miast, likwidacja miejsc zalewowych przy rzekach czy niszczenie lokalnych ekosystemów – potrzeba działania jest niepodważalna. Niestety, ruchy zielonych na poziomie międzynarodowym wydają się bardziej polityczną kalkulacją niż realną troską o środowisko. Widać, że ich celem jest wywoływanie emocji, by wpływać na ludzi, a nie rozwiązywanie rzeczywistych problemów.

Jak myślisz, czy "zielona polityka" to przyszłość, czy może droga donikąd? Czy lepszym rozwiązaniem jest pragmatyczne połączenie różnych źródeł energii? Rozmawiajmy o takich sprawach bo one są ważne, dla mnie i dla Ciebie również, chociaż może być to nieoczywiste. Im więcej rozmawiamy, tym mniej jest niewiadomych, bo zadajemy więcej niewygodnych pytań. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Plan ogólny - wiedza dla nie mających czasu na takie rzeczy

WOŚP na rozdrożu: od jednoczącej idei do podziałów

Najbardziej niedoceniany kandydat tych wyborów