10 zł miesięcznie może uratować życie dziecka
Drogi Czytelniku,
Od dawna chciałem poruszyć ten temat... Wyobraź sobie, że każdego dnia w Polsce rodzice walczą o życie swoich dzieci. Nie na oddziałach szpitalnych, ale w internecie, błagając o wpłaty. Czasem brakuje tysięcy, czasem milionów. Każda godzina zwłoki to ryzyko utraty szansy na zdrowie, a nawet życie. Czy naprawdę jako społeczeństwo stać nas na to, by akceptować taki stan rzeczy? Mamy państwo, które potrafi nakładać podatki na wszystko – od paliwa po cukier, ale kiedy chodzi o życie dzieci, nagle brakuje pomysłów, odwagi i woli politycznej. Nie mówię o kolejnym evencie charytatywnym, nie o medialnych zbiórkach, ani o „wielkich serduszkach”. Mówię o systemie, który działa codziennie, bez świateł reflektorów, bez emocjonalnego szantażu, bez potrzeby proszenia o łaskę.
Wyobraź sobie, że każdy pracujący Polak oddaje zaledwie 10 zł miesięcznie. To mniej niż kawa w sieciowej kawiarni. W skali kraju daje to 160 milionów złotych miesięcznie, prawie 2 miliardy rocznie. Pieniądze trafiają do Państwowego Funduszu Ratowania Dzieci – funduszu wolnego od kosztów administracyjnych, bo wszystkie wydatki związane z jego obsługą pokrywa Skarb Państwa. Każda złotówka z tego podatku trafia bezpośrednio na leczenie dzieci. Proste? Tak. Skuteczne? Bardzo. Ale niestety, politycznie niewygodne.
Wiem, że ktoś powie: „To kolejny podatek, kolejny haracz ściągany przez państwo”. I będzie miał rację. Bo to jest podatek. Ale to jedyny podatek, który płacilibyśmy z poczuciem, że ratujemy życie, a nie finansujemy czyjeś przywileje. Wiem, że taki fundusz może zostać upolityczniony, że partie będą chciały wykorzystać go do swoich celów. Ale nawet jeśli, to każde uratowane dziecko będzie tego warte. Bo polityka w Polsce od dawna nie służy ludziom, tylko własnym interesom. Może właśnie dlatego nikt nie ma odwagi wprowadzić takiego rozwiązania – bo nie da się na nim zbić kapitału politycznego. Nie da się zorganizować konferencji prasowej z triumfalnym uśmiechem, nie da się przypisać sobie zasług, bo to pomoc, która działa w tle. A przecież dla polityków liczy się tylko to, co widać w kamerach.
Rok po roku rodzi się coraz mniej dzieci. Nas, jako społeczeństwo, nie stać na to, aby tracić kolejny mały żywot. Każde dziecko, które umiera, bo zabrakło kilku tysięcy złotych, to nie tylko tragedia dla rodziny, ale porażka nas wszystkich. Dzieci nie potrzebują politycznych debat, tylko realnej pomocy. Może czas zrozumieć, że prawdziwa siła państwa to nie tylko liczba czołgów, ale również to, jak dba o najsłabszych. Jeśli państwo nie potrafi ochronić własnych dzieci, to na co nam takie państwo?
Komentarze
Prześlij komentarz