Plan ogólny – kolejny dowód, że władza ma gdzieś prowincję
Drogi Czytelniku,
Pisałem wcześniej czym jest plan ogólny. Dzisiaj naszła mnie rozkmina o tym, czemu politycy w ogóle nie mówią o tym temacie, skoro powoduje tak drastyczne zmiany. Od lat obserwuję polityczne wypowiedzi i debaty. Słyszę o wielkich reformach, zmianach systemowych, modernizacji kraju. Ale kiedy wsłuchuję się uważniej, nie znajduję tam jednego – spraw prowincji, czyli gmin wiejsko-miejskich i wiejskich. To, co dla mieszkańców tych terenów jest sprawą życia i przyszłości, dla polityków w Warszawie zwyczajnie nie istnieje. Nikt nie mówi o realnych problemach tych społeczności, bo te problemy są niewygodne, trudne do rozwiązania i nie przynoszą politycznych punktów w wielkich miastach.
A tymczasem dzieje się rzecz dramatyczna. Plany ogólne, czyli narzędzie, które ma rzekomo porządkować przestrzeń, w rzeczywistości oznaczają zamrożenie rozwoju. Jeśli masz działkę w strefie otwartej, to możesz się pożegnać z budową domu, gospodarstwa, warsztatu czy czegokolwiek innego. Nie dostaniesz WZ, nie uchwalisz MPZP, nie zrobisz nic. Twoja ziemia staje się bezużyteczna. Nie masz żadnych praw, bo ktoś, kto nigdy nie był w twojej gminie, zdecydował, że nic tam nie powinno powstać. Niezależnie od tego, czy teren od lat był przeznaczony pod zabudowę, czy masz rodzinę, która planowała tam budować, czy w okolicy już stoją inne domy. Koniec. Klamka zapadła.
Jeśli żaden znaczący polityk nie mówi o realnych skutkach planów ogólnych, to mamy kilka możliwych wyjaśnień. Nie rozumieją tematu – Politycy, zwłaszcza ci z miast, często nie mają pojęcia, jak funkcjonuje gospodarka przestrzenna na wsiach i w małych miejscowościach. Dla nich to „porządkowanie planowania przestrzennego”, a nie zamrożenie terenów.
Mają to gdzieś – Władze centralne koncentrują się na dużych miastach i metropoliach, gdzie i tak są MPZP. Gminy wiejskie i miejsko-wiejskie nie są dla nich priorytetem, więc ich problemy są ignorowane.
Celowa strategia polityczna – Istnieje możliwość, że zamrożenie terenów wiejskich to celowe działanie. Może chodzić o kreowanie deficytu gruntów pod zabudowę, by zwiększyć wartość istniejących terenów budowlanych. Na takim układzie korzystają wielcy deweloperzy, którzy mogą dyktować ceny ziemi i zarabiać na przekształcaniu terenów budowlanych tam, gdzie jeszcze można coś zbudować.
Wymuszanie urbanizacji, czyli stopniowe przesuwanie ludności do większych ośrodków miejskich. Może to być zgodne z unijnymi trendami planistycznymi, gdzie rozwój wsi jest traktowany jako problematyczny, a państwa mają realizować politykę większej koncentracji ludności w miastach. To doskonale pasuje zarówno do PiS-u, który starał się o odblokowanie pieniędzy z KPO i godził się na wszystko, byle tylko je otrzymać – choć ostatecznie został upokorzony i nie dostał funduszy – jak i do koalicji rządzącej, która jest prounijna i taki kierunek polityki przestrzennej im odpowiada.
Dziwne tylko, że nikt otwarcie nie mówi o tym mechanizmie. Możliwe, że były w tej sprawie inne ukryte ustalenia, o których jeszcze nie wiemy. Utrudnienie samowystarczalności terenów wiejskich, by rolnictwo było w pełni kontrolowane przez wielkie koncerny. Mniej niezależnych gospodarstw oznacza większą zależność od globalnych dostawców żywności i większy wpływ korporacji na sektor rolny. Ukryte porozumienie z Unią Europejską – Istnieje prawdopodobieństwo, że PiS wprowadził plany ogólne w ramach cichej umowy z UE, by odblokować środki z KPO. W zamian za uwolnienie funduszy Polska zobowiązała się do ograniczenia rozwoju zabudowy wiejskiej i podporządkowania się unijnej polityce urbanizacji.
Koalicja rządowa (PO, PSL, Polska 2050, Lewica) – Gadają o decentralizacji, ale wprowadzają przepisy, które odbierają lokalnym społecznościom możliwość decydowania o własnych terenach. Gminy nie będą mogły nawet uchwalić MPZP na własne potrzeby, bo plan ogólny wszystko blokuje. To nie decentralizacja, tylko betonowanie władzy centralnej nad planowaniem przestrzennym.
PiS – To oni wprowadzili te zmiany, więc odpowiadają za cały bałagan. Jeszcze niedawno grali kartą „polski lokalnej”, ale co to za lokalność, jeśli gminy stracą realną kontrolę nad swoim terenem?
Konfederacja – Wolnościowcy, którzy powinni bić na alarm, bo to największy zamach na wolność gospodarczą na poziomie lokalnym od lat. Gdyby rozumieli temat, powinni być pierwsi do obrony właścicieli działek, inwestorów i przedsiębiorców. Ale skoro nikt u nich nie podnosi tematu, to znaczy, że nawet tego nie zauważyli.
Lewica – Zamiast walczyć o prawo zwykłego człowieka do budowy własnego domu na własnej ziemi, zajmują się sprawami, które nie mają żadnego przełożenia na życie mieszkańców wsi i małych miast. Dobrobyt człowieka? A kogo to obchodzi, prawda?
To nie "porządkowanie przestrzeni", to zamrożenie terenów wiejskich i miejsko-wiejskich, które zamienia się w skanseny. Ludzie, którzy przez lata budowali swoją przyszłość na tych terenach, teraz zostają z ziemią, która jest bezwartościowa, bo nic nie można na niej zrobić. Nawet MPZP nie pomoże, jeśli plan ogólny powie NIE.
Politycy Ci tego nie powiedzieli. Bo nie chcą. Bo nie wiedzą. Bo im nie zależy.
To, mój Drogi Czytelniku, przykład (podejrzewam, że jeden z wielu) jak politycy mają nas głęboko w dupie. Przypomnij sobie ten tekst, kiedy będziesz chciał lub chciała się wybudować, zrobić coś na swojej działce albo oddając głos przy urnie. Czy rzeczywiście chcesz, żeby reprezentowała Cię osoba mająca Ciebie i Twoje sprawy w dupie.
Komentarze
Prześlij komentarz