Demokracja Selektywna – Koniec Politycznej Szopki, Czas na Rządy Kompetencji!
Drogi Czytelniku,
Ile razy widziałeś polityków latających po świecie, spotykających się, konferujących, obradujących… i co z tego wynikało? Masz wrażenie, że oglądasz teatr, gdzie wszyscy udają, że coś robią, ale w rzeczywistości wszystko kręci się wokół PR-u i kampanii wyborczych? Spokojnie, nie jesteś sam.
Dzisiaj polityka to jedno wielkie show. Ministrowie nie podejmują decyzji – oni grają pod kamery. Premierzy bardziej martwią się o słupki poparcia niż o realne zmiany. Prezydenci odhaczają kolejne wizyty zagraniczne, robiąc ładne zdjęcia, ale gdy kurz opadnie… co tak naprawdę się zmienia? Nic.
Europa przestała być poważnym graczem. Nie mamy wpływu na świat, jesteśmy statystami w globalnym spektaklu, gdzie karty rozdają USA, Chiny i inni silniejsi gracze. Udajemy, że coś znaczymy, ale nasza polityka to tylko puste gesty, nieustanne konsultacje i debaty, które nie prowadzą do żadnych konkretów.
Ale czy tak musi być? Nie. Można to zmienić.
Mamy w Polsce pewien mit: "jesteśmy narodem wolnościowym, stworzonym do demokracji". Tylko czy faktycznie potrafimy z niej korzystać? II RP była eksperymentem demokratycznym, który zakończył się przewrotem majowym w 1926 roku. Dlaczego? Bo politycy zamiast rządzić, walczyli między sobą o wpływy, zamiast budować państwo, budowali swoje kariery. Skończyło się to chaosem, brakiem reform i wreszcie dojściem do władzy Piłsudskiego, który powiedział "dość" i przejął stery, bo demokracja w polskim wydaniu okazała się niewydolna.
Dziś historia się powtarza. Partie polityczne to prywatne kliki, które żyją z pieniędzy podatników i robią wszystko, by tylko utrzymać się przy władzy. Kampanie wyborcze to wielkie oszustwo, gdzie liczy się tylko to, kto lepiej zmanipuluje wyborców, kto rozda więcej obietnic bez pokrycia, kto wywoła większe emocje.
I najgorsze – każdy głos waży tyle samo, niezależnie od tego, czy oddaje go ktoś, kto rozumie mechanizmy państwa, czy ktoś, kto wybiera, bo „ładny uśmiech” albo „mówią, że da 800+”. Efekt? Polityka zamiast być dziedziną dla ekspertów, stała się festiwalem populizmu, który nie ma nic wspólnego z rzetelnym zarządzaniem krajem.
A teraz wyobraź sobie inny model:
- Prezydent wybierany na 10 lat, bez możliwości reelekcji. Nie musi co chwilę myśleć o kolejnych wyborach i obiecywać cudów, żeby przekupić wyborców. Ma jeden cel: zostawić kraj w lepszym stanie, niż go zastał.
- Ministrowie to eksperci, a nie polityczni nominaci. Nie są z łapanki partyjnej, nie muszą spłacać długów wyborczych. To ludzie, którzy znają się na swojej pracy i nie boją się podejmować trudnych decyzji, bo nie mają na głowie słupków poparcia.
- Głosują tylko ci, którzy wiedzą, na co głosują. Czy w dzisiejszym systemie nie jest absurdalne, że ktoś, kto nie ma pojęcia o gospodarce czy polityce, ma taką samą siłę głosu jak ktoś, kto rzeczywiście rozumie mechanizmy rządzenia? W selektywnej demokracji każdy może zdobyć prawo wyborcze, ale musi wykazać, że zna podstawy funkcjonowania państwa.
- WSZYSCY „związani z polityką” – WON! Żadnych zawodowych polityków. Żadnych „ekspertów TV”, którzy żyją z komentowania sceny politycznej. Żadnych partyjnych aparatczyków, którzy całe życie nie przepracowali dnia poza parlamentem. Koniec.
- Żaden były polityk nie ma prawa publicznie wypowiadać się na temat rządzenia. Ich czas się skończył. Nie mają prawa sterować opinią publiczną, pisać ustaw z tylnego siedzenia, doradzać w telewizji. Koniec układów, koniec „mędrców” żyjących na garnuszku systemu.
- Koniec populizmu, koniec politycznych wojenek. Rząd nie działa pod dyktando mediów i Twittera. Decyzje są podejmowane na podstawie wiedzy i analiz, a nie emocjonalnych haseł, które dobrze brzmią w telewizji.
- Europa? Działamy, nie gadamy. W tym systemie nie ma „ministerialnych wycieczek” i „spotkań dla samego spotkania”. Polityka zagraniczna jest konkretna, stanowcza i nastawiona na realne interesy państwa, a nie na budowanie medialnego wizerunku.
Co byśmy na tym zyskali?
- Silne i stabilne państwo – bez politycznych gierek co 4 lata.
- Decyzje podejmowane przez ludzi kompetentnych, a nie populistów.
- Koniec pustych obietnic wyborczych.
- Spójna polityka zagraniczna – zamiast latania do Brukseli dla fotek, rzeczywiste negocjacje w interesie kraju.
- Efektywne reformy – nie zaczynane i porzucane po każdej zmianie rządu, tylko konsekwentnie realizowane.
- Mniej biurokracji, mniej marnotrawienia czasu i pieniędzy.
Ale czy Polacy są na to gotowi?
To system, który nie każdemu się spodoba. Nie będzie w nim miejsca dla populistów, którzy żerują na emocjach i braku wiedzy. Nie będzie partii kupujących głosy za obietnice rozdawnictwa. Nie będzie ludzi zawodowo zajmujących się „byciem politykiem” – bo ten zawód w ogóle przestanie istnieć.
To rozwiązanie dla tych, którzy chcą prawdziwych zmian, a nie kolejnej wersji tej samej politycznej telenoweli. Przykład sprzed stu lat pokazuje, że nie radzimy sobie najlepiej z ciągłymi przepychankami demokratycznymi – może zamiast powtarzać błędy, warto pójść inną drogą?
Czy Polska powinna się odważyć i spróbować takiego modelu? Czy jesteśmy gotowi na radykalną reformę, czy wolimy tkwić w pozorach demokracji, gdzie niemal wszystko kręci się wokół wyborczych sloganów i partyjnych układanek?
Podziel się swoją opinią! Uważasz, że selektywna demokracja i rządy ekspertów to recepta na stabilną, nowoczesną Polskę, czy to jedynie niebezpieczna utopia? Czy polityka bez zawodowych polityków w ogóle jest możliwa? A może właśnie tego potrzeba – żeby cała ta „klasa polityczna” raz na zawsze zniknęła?
Dyskusja otwarta. Piszcie w komentarzach – ciekaw jestem, czy Polacy naprawdę chcą zmian, czy wolą się dalej oszukiwać.
Komentarze
Prześlij komentarz