Atak na Polską Wieś
Drogi Czytelniku,
W cieniu wielkich debat, kampanii i sporów o demokrację, toczy się walka, o której niemal nikt nie mówi. To nie spór o ideologie, światopogląd czy stanowiska. To walka o coś znacznie bardziej fundamentalnego: o polską wieś, o polską ziemię, o naszą samowystarczalność żywnościową i suwerenność gospodarczą.
Z pozoru niegroźne doniesienia: "pryszczyca przy granicy", "ptasia grypa w fermach", "ASF u dzików". Media informują, ludzie klikają, temat znika. Ale to nie są przypadki. To są sygnały ostrzegawcze, które w połączeniu z innymi procesami tworzą obraz najpoważniejszego zagrożenia dla polskiego rolnictwa od dekad.
Etap pierwszy: Biologiczny pretekst do blokady
Wystarczy jedna decyzja Unii Europejskiej, jedno rozporządzenie – i eksport drobiu, trzody, bydła zostaje zatrzymany. Rolnicy zostają z towarem, który trzeba zutylizować. Straty idą w setki milionów. Dzieje się to szybko, decyzją urzędników w Brukseli, bez dyskusji. Dziś mówimy o ptasiej grypie. Jutro? Może o rzekomej epidemii pryszczycy.
Już teraz, według doniesień RMF FM i Business Insider, Komisja Europejska planuje zakaz eksportu drobiu z części Polski – głównie Wielkopolski i Mazowsza – w związku z ponad 75 ogniskami ptasiej grypy. Początkowo planowano embargo ogólnopolskie. Polska jest największym producentem drobiu w UE (3,5 mln ton rocznie), z czego 2 mln ton idzie na eksport – embargo może oznaczać straty liczone w miliardach złotych.
Do tego dochodzą obawy związane z pryszczycą – choć oficjalnie choroba nie wystąpiła jeszcze w Polsce, to zagrożenie istnieje. Władze wprowadziły zakaz importu mięsa, mleka i zwierząt ze Słowacji. Rozważane są dalsze ograniczenia wobec Węgier czy Austrii. Hodowcy i organizacje branżowe alarmują, że ściągamy mięso z krajów, gdzie istnieje ryzyko epidemii, a jednocześnie nasze fermy są duszone restrykcjami. Rolnicy żądają wprowadzenia punktów kwarantanny i zaostrzenia kontroli granicznych – bo wiedzą, że jedna decyzja może pogrążyć cały sektor.
Etap drugi: Plany ogólne – cichy sabotaż rozwoju
Jednocześnie w Polsce wprowadza się tzw. plany ogólne, które przyporządkowują każdą wieś do stref zagospodarowania. W teorii – ład przestrzenny. W praktyce – blokada rozwoju. Jeśli Twoja działka znajdzie się w tzw. "strefie ogólnej", nie zbudujesz już chlewni, obory, przetwórni, silosu, a nawet domu dla rodziny. Pozostaje tylko orka. Gospodarstwa się duszą, młodzi nie mają po co wracać.
Etap trzeci: Ustawa o obrocie ziemią – otwarcie drzwi dla kapitału
Wystarczy, że nowy prezydent – zapatrzony w Unię Europejską – podpisze zmienioną ustawę o obrocie ziemią rolną. Co to oznacza? Że zachodni kapitał – firmy z Niemiec, Danii, Holandii – może legalnie i masowo kupować polską ziemię. Bez ograniczeń. Bez kontroli. I będą kupować – od zadłużonych, zdesperowanych rolników, którym zamknięto eksport, zakazano budowy i odebrano możliwość działania.
Efekt końcowy? Polska wieś staje się najemnikiem na swoim terenie
Gospodarstwa się zamykają. Produkcja się zwija. Ziemia przechodzi w obce ręce. A polski rolnik? Zostaje albo najemnym pracownikiem u zachodniego właściciela, albo bezrobotnym z kredytem do spłaty.
To już nie jest wizja – to realny proces, który właśnie się zaczyna.
Gdzie są politycy?
Nie ma ich. Milczą. Bo:
PiS sam podpisał część tych ustaw i teraz gra rolę „obrońcy wsi”,
KO nawet nie ukrywa swojej miłości do Brukseli,
Konfederacja bardziej martwi się wolnym rynkiem niż polską ziemią,
PSL – powinien grzmieć, ale milczy,
Lewica? Polska wieś ich nie interesuje.
A przecież to jest być albo nie być.
To nie jest tekst o straszeniu. To alarm, bo niebawem może być za późno. Jeszcze jest czas, by to zatrzymać – ale trzeba otwarcie o tym mówić. Nie dajmy się zagłuszyć hałasowi debat, sloganów i obietnic bez pokrycia.
Jeśli stracimy polską wieś, stracimy Polskę.
Komentarze
Prześlij komentarz