Co z Mercosurem? Jaką mamy alternatywę?
Drogi Czytelniku,
Coraz głośniej mówi się o zagrożeniach płynących z umowy handlowej Mercosur – porozumienia pomiędzy Unią Europejską a państwami Ameryki Południowej, które może zalać europejski (w tym polski) rynek tanim mięsem, ziarnem i produktami rolnymi, wytwarzanymi bez unijnych standardów jakości, ochrony środowiska czy dobrostanu zwierząt. Rząd deklaruje sprzeciw, ale nie robi absolutnie nic, by zabezpieczyć Polskę na wypadek, gdyby umowa jednak weszła w życie. A przecież można działać.
Zamiast biernego czekania, warto przedstawić konkretny plan – alternatywę, która nie tylko ochroni polskie rolnictwo, ale również zmodernizuje je i przygotuje na przyszłość. To nie jest utopia. To zestaw działań, które da się wdrożyć przy odrobinie odwagi i chęci.
Polska może postawić na krajową sieć spółdzielni rolniczych i przetwórczych – takich, które powstają oddolnie i dają rolnikom realny wpływ na produkcję, przetwórstwo i dystrybucję. Rolnicy muszą mieć szansę zakładać własne sklepy, punkty skupu, małe mleczarnie, masarnie i piekarnie – zarówno na wsi, jak i w małych miastach. Bez pośredników, bez wielkich sieci. I nie chodzi tu o PRL-owską wersję przymusowych spółdzielni, tylko o nowoczesne, dobrowolne formy współpracy – tak jak działa to w Danii czy we Francji.
Do tego potrzebna jest zmiana przepisów, które obecnie rzucają kłody pod nogi takim inicjatywom. Rolnik musi mieć możliwość legalnie sprzedać swoją wędlinę, mąkę czy dżem w lokalnym sklepie lub internecie bez sterty papierologii. Jeśli Francuz może, to czemu Polak nie?
W każdej gminie powinna powstać lokalna infrastruktura wspierająca rolnictwo i samowystarczalność – magazyny, chłodnie, małe przetwórnie. Gminy mogą też wspierać lokalne marki żywności – „Wędliny z Filipowa”, „Ser z Miłakowa”, „Chleb z Małdyt”. To nie tylko promocja lokalnych produktów, ale też budowanie tożsamości i dumy z miejsca pochodzenia.
Polska wieś może stać się silna, jeśli zaczniemy ją traktować jak strategiczny zasób. I nie chodzi tylko o rolnictwo – chodzi też o energetykę i gospodarkę obiegu zamkniętego. Biogazownie rolnicze, wykorzystujące odpady roślinne i zwierzęce, mogłyby nie tylko produkować energię, ale również nawozy organiczne (poferment), które wracają na pola. To zamyka obieg i zmniejsza zależność od nawozów sztucznych z importu.
Potrzebujemy planu, który da prawdziwą alternatywę wobec globalnych umów takich jak Mercosur. Bo jeśli nie mamy własnej strategii, to ktoś inny ją za nas napisze – i nie będzie to z myślą o polskim rolniku.
A rząd? Na razie tylko mówi, że się nie zgadza. Ale nie buduje planu B. Nie przygotowuje wsi na potencjalne zagrożenia. Nie daje impulsów do organizowania się rolników, nie wspiera lokalnego przetwórstwa, nie upraszcza prawa.
To nie jest tylko walka o mięso czy zboże. To walka o przyszłość naszej żywności, naszej suwerenności i naszego stylu życia.
Państwo ma działać, nie przekonywać.
Komentarze
Prześlij komentarz