Wieś czy miasto – gdzie Twoje życie znaczy więcej?
Drogi Czytelniku,
Zastanawiałeś się kiedyś, ile naprawdę warte jest ludzkie życie – zależnie od tego, gdzie się toczy? Bo wygląda na to, że w Polsce inaczej wycenia się życie w Warszawie, a inaczej w małej gminie jak Filipów, Miłakowo, Małdyty czy setki innych rozsianych po kraju.
Oczywiście, mamy w tych gminach ośrodki zdrowia. Czasem. Zazwyczaj od 8 do 14. Z lekarzem raz w tygodniu. Czasem z pielęgniarką, czasem bez. A jak się coś dzieje – trzeba jechać do powiatowego szpitala 30, 40, 50 kilometrów dalej. I tak mijają minuty. A czasem – życie.
A co by było, gdyby można było inaczej?
Nie chodzi tu o cuda na kiju, tylko o normalne, działające w wielu krajach rozwiązanie: mini szpital gminny. Placówka z:
-
gabinetem nocnej i świątecznej opieki,
-
dwoma lekarzami na zmianę – jak słynny doktor Wezół z „Rancza”,
-
zespołem pielęgniarek i techników medycznych,
-
niewielkimi oddziałami: chirurgia ogólna (na szycie ran i złamania), pediatria, położnictwo, geriatria lub interna.
Nie na 200 łóżek. Nie z lądowiskiem dla śmigłowców. Ale wystarczająco, by uratować komuś życie zanim będzie za późno.
I tak, technik pielęgniarski też ma tu swoje miejsce – czy to jako etatowy pracownik mini szpitala, czy jako specjalista przypisany do konkretnego sołectwa. Osoba, która zna mieszkańców, reaguje szybko, jeździ po domach, podaje leki, zdejmuje szwy, pomaga starszym. Jest pomostem między lekarzem a pacjentem.
Oczywiście – zaraz usłyszymy krzyk.
„Polski na to nie stać”?
Stać nas na wszystko – tylko nie na zmianę myślenia. Bo przecież łatwiej rzucić hasło „nie da się”, niż spojrzeć ludziom z prowincji w oczy i powiedzieć: „twoje życie znaczy mniej”.
„Nie ma lekarzy!”
Nie ma, bo przez lata traktowaliśmy ich jak złotówki do wydojenia, a nie jak ludzi z misją. Młody lekarz po studiach nie chce tyrania po 24h w zadłużonym powiatowym szpitalu. Ale jeśli stworzymy im warunki, spokojną pracę, zaplecze, to wrócą. Nie wszyscy, ale wystarczy, że zaczną.
„Gminy są biedne”
Gminy nie są biedne. Zostały zrobione na biedne. Zabrano im wpływy z podatków, kompetencje, decyzje. Rząd zrobił z nich podwykonawców swoich nieudolnych reform. Ale wystarczy odwrócić proporcje – i będą działać.
„To kosztuje”
Kosztuje? No to policzmy:
-
ile kosztuje karetka, która nie zdążyła?
-
ile kosztuje bezradność, która kończy się tragedią?
-
ile kosztuje poród w aucie, w drodze do szpitala?
-
ile kosztuje śmierć, której można było zapobiec?
„Są ośrodki zdrowia”
Owszem – są. Ale to nie ośrodek zdrowia przyjeżdża do Ciebie w nocy, kiedy Twoje dziecko się dusi. To nie tam wykonasz pilne badanie krwi, nie urodzisz dziecka, nie zatrzymasz wylewu. Ośrodek zdrowia to rejestracja, kolejka i zapraszamy za miesiąc.
A do wszystkich polityków, dziennikarzy, ekspertów z Warszawy:
Wy tam na wiejskiej albo na wizji – przestańcie pierdolić o braku możliwości.
Zróbcie jedną rzecz: pojedźcie do gminy, gdzie nie ma lekarza od miesięcy. Siądźcie przy łóżku starszej kobiety, która nie może dojechać do miasta, bo autobus jeździ raz dziennie. I powiedzcie jej: „nie da się, za drogo”.
Państwo nie może być tylko tam, gdzie jest łatwo. Ma być tam, gdzie jest potrzebne.
Bo państwo ma działać, nie przekonywać.
Komentarze
Prześlij komentarz