Wybory, wybory i.... po balu Panie Rafale
Drogi Czytelniku,
Za nami długa kampania wyborcza, która formalnie ruszyła pod koniec sierpnia 2024 roku, a rozpoczął ją Sławomir Mentzen. Z każdym kolejnym tygodniem przybywało spotkań, deklaracji, filmików i domysłów. Atmosfera się zagęszczała, a kraj – jak zwykle – dzielił się na obozy. Na szczęście to już koniec. Wybory wygrał Karol Nawrocki. Czy to dobrze? Zobaczymy.
Czas więc na podsumowanie. Nie tyle wyników, co tego, czego doświadczyliśmy jako obywatele. Bo te wybory – podobnie jak kampania w 2023 roku – pokazały, że polityka w Polsce to teatr. Tani, plastikowy teatr.
Zamiast konkretów – festiwal obietnic i sloganów. Kandydaci mówili nie jako przyszli prezydenci, ale jako liderzy partii przed wyborami 2027. Obiecywali wszystko, choć prezydent ma bardzo ograniczone kompetencje.
A czego nie usłyszeliśmy?
-
Nic o rolnictwie, choć protesty trwały miesiącami. Zero regionalnego podejścia, zero konkretów.
-
Milczenie o odejściu doświadczonych wojskowych, funkcjonariuszy, których państwo nie potrafi zatrzymać.
-
Brak strategii na zatrzymanie młodych lekarzy, którzy po studiach wyjeżdżają, choć kształcili się za nasze pieniądze.
-
Żadnych planów wzmocnienia służb – ABW, CBŚ, policji – choć przecież zewsząd słyszymy: „trzeba się zbroić”.
-
Energetyka? Tylko hasła. A przecież mamy własne zasoby. Gdzie zgazowanie węgla, rozwój energetyki przydomowej, reaktory torowe?
Najlepszy cytat tej kampanii? Bezkonkurencyjnie: "Cóż szkodzi obiecać" – słowa posła KO Przemysława Witka. Esencja polskiej polityki: obiecuj wszystko, nie tłumacz nic. Nawrocki mówił, że obniży ceny prądu o 30%. Jak? Nie wiadomo. Może podpisze coś „magicznego”.
Nikt nawet nie zająknął się o nowoczesnej energetyce jądrowej. Ani słowa o nowych technologiach, takich jak reaktory torowe, które są bardziej wydajne i bezpieczniejsze od klasycznych bloków atomowych. Ale to trzeba rozumieć. Łatwiej rzucić hasło.
Druga przemilczana sprawa – plany ogólne. Cichy zabójca polskiej wsi. Nowe przepisy mogą zablokować możliwość budowy domu na działkach, które były w rodzinach od pokoleń. I co? I nic. Nawet PSL milczy. A to przecież ich elektorat. To pokazuje, że wszystkie partie są dziś oderwane od rzeczywistości.
Kandydaci jeździli po Polsce, mówili że „znają problemy ludzi”. Serio? Jak można zrozumieć lokalną społeczność, spędzając w miasteczku 20 minut pod namiotem wyborczym? Tego życia się nie da poznać z okna limuzyny. Prawdziwe życie to kolejki w przychodni, brak kanalizacji, droga jak ser szwajcarski.
A skoro już o bezpieczeństwie – pytam: co mamy bronić?
Państwa, które rzuca obywatelowi kłody pod nogi? Ziemi, na której nie możesz nic postawić? Domu, który przez 30 lat należy bardziej do banku niż do ciebie? Polityków, którzy pierwsi uciekną, gdy zawyją syreny?
Nasi dziadkowie walczyli o wolność. A my? Mamy się bić za system, który nas traktuje jak zbędny balast? Patriotyzm dziś nie ma barw – ma cenę. Ile zostaje ci na koncie. Czy masz gdzie mieszkać. Czy ktoś traktuje cię poważnie.
I teraz, kiedy wybory wygrał "byle kto" (bo tak to wielu odbiera) – nie kandydat partii rządzącej, tylko gość, który może nie tyle się lepiej sprzedał, co miał mniej za uszami i mniej wpadek niż faworyt tych wyborów, Rafał "Bążur" Trzaskowski – warto postawić pytanie: co to mówi o naszym państwie?
Moim zdaniem jedno: że rządu nie ma. Ten rząd już nawet nie jest w czarnej dupie – on dawno z niej wyemigrował gdzieś w społeczny i intelektualny niebyt. A jeśli dalej będzie to tak wyglądać, jeśli nie będzie wcześniejszych wyborów, to ta parodia będzie trwała dalej.
A skutki? Katastrofa. Ekonomiczna. Gospodarcza. Społeczna.
Według doniesień Radia Wnet, rząd Tuska przygotowywał się do sprowadzenia nawet 15 milionów imigrantów zarobkowych do 2035 roku. W planie znalazły się też zapisy o wspieraniu wyłącznie dużych miast i celowej marginalizacji mniejszych ośrodków. To nie tylko depopulacja prowincji. To sabotaż. Cywilizacyjny reset. Świadoma destrukcja wsi i niezależnych gmin w imię Zielonego Ładu i globalnych interesów.
A naród? Zamiast się jednoczyć – nienawidzi. Bo ktoś zagłosował inaczej. Bo nie ten kandydat. Bo „oni są głupi”. Wojna nam niepotrzebna. Wystarczą wybory – i się pozabijamy.
A może… może natura w końcu zrobi swoje. I posprząta to, co dziś śmierdzi najbardziej – nienawiść do własnego gniazda.
Bo dziś nie mamy już wspólnoty. Mamy zgliszcza. Zgliszcza, które jeszcze udają dom.
Ale nie musi tak być. Tylko ktoś musi w końcu przestać pierdolić, a zacząć mówić prawdę. I działać. Na serio. Dla ludzi. Nie dla kamer.
Komentarze
Prześlij komentarz