Znowu krzyczą o wojnie! A wojna to nie Instagram, wojna to rachunek krwi
Jeżu drogi... W co drugiej gazecie i portalu informacyjnym można to dzisiaj przeczytać, średnio raz na dwa-trzy tygodnie... Dzisiaj mignął mi artykuł, (i dlatego kreślę teraz te swoje wypociny) że port w Rotterdamie przygotowuje się do przyjmowania amerykańskich okrętów wojennych i transportów wojskowych na wypadek wojny z Rosją. Zachód liczy się z konfliktem w ciągu kilku lat i buduje logistykę wojenną teraz, kiedy jeszcze jest czas. A Polska? Żyje bajkami o sojusznikach, którzy przyjdą nas ratować. Od miesięcy mówimy o tym, że Polska musi działać, bo za kilka lat może być za późno, a nie będzie już czasu na konferencje i uśmiechy do kamer. I teraz, drogi Czytelniku, odpowiedz sobie szczerze: czy dziś wiesz, co zrobić w czasie nalotu? Czy znasz adres najbliższego schronu? Czy wiesz, co zabrać, gdy będziesz miał 30 minut na ewakuację z rodziną? Nie wiesz? W sumie ja też nie wiem... Bo skąd mam to niby wiedzieć? Mam się zachować jak minister MON, spakować plecak i w razie "W" spieprzać? Tylko teraz pytanie - gdzie mam spieprzać? Ktoś powie, że jak najdalej od Polski, bo wiadomo... Ale tak patrząc po tej zacofanej Europie, to w sumie nie ma gdzie uciekać, bo wszędzie niebezpiecznie. A czemu to tak się stanęło? Bo państwo nie przygotowuje Cię na wojnę, tylko na defilady i spoty wyborcze. I mówi, że jakiś Francuz albo Brytyjczyk, albo w ogóle Amerykanin przyjdzie tu i będzie Cię bronił piersią swą. Bo umowy i sojusze... A jak nikt nie wejdzie od wschodu tylko np.: Augustów albo Suwałki ostrzelają artylerią, albo z samolotu bombkę małą spuszczą? To co zrobimy? Wejdziemy do Królewca? A może też coś zbombardujemy... A nie sorki, nie zbombardujemy bo nie mamy za bardzo czym, a USA też nam za bardzo nic nie da w tym celu... I zostaniemy z tym wszystkim jak ten przysłowiowy Zabłocki... Takie są realia... A czy mamy alternatywę? Oczywiście, że mamy, tylko trzeba ludzi z jajami do tego, a nie niedojdy palcem robione... Więc jeżeli Cię jeszcze nie zanudziłem tym tekstem, to trzymaj się teraz mocno, bo będzie długo i nudno... Dobra, może nudno nie, ale długo 😂 A więc drogi wyznawco Jarka, Donalda, Szymusia, Władka, Włodka Sławka, Krzysia, a nawet Marka (którego serdecznie pozdrawiam, jeżeli kiedykolwiek zabłądzi w internetach i natrafi na ten wpis) powiem Ci jak ja to widzę, żeby to miało ręce i nogi. Ja to widzę tak - rząd nic nie robi, żeby się zbroić i realnie pokazywać że zaczynamy widzieć zagrożenie, czyli powinien już teraz utworzyć 4 korpusy z realną liczebnością i logistyką, przygotować plany uderzenia na Kaliningrad, zabezpieczyć południe, uruchomić masową produkcję amunicji i broni, zabezpieczyć paliwo i logistykę, przeszkolić społeczeństwo, odbudować system rezerw, włączyć Bałtów i Skandynawów do wspólnej strategii i zorganizować KOP na granicach.
Zaraz mi powiesz - no powaliło chłopaka, wyszli z główki i nie wszyscy jeszcze wrócili... Utworzenie czterech korpusów wojskowych to nie fanaberia, tylko warunek przetrwania. Korpus Północno-Wschodni ma bronić Warmii, Mazur, Podlasia i Suwałk, Korpus Południowo-Wschodni ma zabezpieczać Lubelszczyznę i Podkarpacie, Korpus Północno-Zachodni odpowiada za Pomorze, Wielkopolskę i Kujawy, a Korpus Południowo-Zachodni ma kontrolować Dolny Śląsk, Opolszczyznę i Małopolskę. Dwa pierwsze korpusy to pierwszy rzut, gotowy na przyjęcie uderzenia i kontratak, a w razie widocznej manifestacji sił, jak na wschodzie Ukrainy w kutym 2022 roku, zrobić atak wyprzedzający i mocno poturbować nieprzygotowane wojskowe zgrupowania. Dwa kolejne to zaplecze, przyjęcie wojsk NATO (o ile ktoś się ruszy), osłona szlaków logistycznych i granic, gotowość do kontruderzeń w głąb, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale mówimy tu o realnej liczebności, a nie propagandowych hasełkach. Każdy korpus musi liczyć co najmniej 120 tysięcy żołnierzy gotowych do walki, kolejne 100 tysięcy rezerwistów do zmobilizowania w 48 godzin i co najmniej 50 tysięcy WOT podporządkowanych operacyjnie pod dowództwo korpusu. W skali kraju daje to około 480 tysięcy wojsk operacyjnych, 400 tysięcy rezerwy aktywnej i 200 tysięcy WOT w pełnej gotowości, a w tle przeszkolona głęboka rezerwa 5-6 milionów obywateli, z czego co najmniej milion gotowych do mobilizacji w ciągu tygodnia. To są liczby wojny totalnej, a nie wojny na Instagramie.
Korpusy wschodnie muszą być gotowe do ataku wyprzedzającego na Kaliningrad (jak już pisałem wcześniej), bo bez tego Rosja od pierwszych godzin wojny będzie miała nóż przy gardle Polski i krajów bałtyckich. Wyeliminowanie Kaliningradu oznacza zniszczenie lotnisk, systemów rakietowych, odcięcie enklawy i zmuszenie Rosji do obrony, a nie ataku, oraz rozciągnięcie frontu od Estonii i Finlandii po Polskę, z logistyką opartą o Szwecję i Norwegię. Bez tego oddajemy inicjatywę i czekamy, aż pierwszy Iskander spadnie na Warszawę. Nie możemy sobie na to pozwolić. Wojna kontrolowana to wojna toczona na wrogim terytorium a nie na terytorium własnego kraju. Wpuścisz obce wojska na swoje podwórko, już jesteś przegranym.
Nie możemy też zapomnieć o południu. Ukraina jest dzisiaj naszym partnerem, ale jeśli zmieni się sytuacja polityczna, może stać się problemem. Korpus Południowo-Wschodni musi być gotowy w 24 godziny zamknąć granicę z Ukrainą, zabezpieczyć Podkarpacie, Rzeszów i linie kolejowe. Potrzebujemy umocnień w Karpatach, systemów dronowych i rozpoznawczych, gotowości WOT i zapasów paliwa. Musimy mieć kontrolę nad granicą, tak jak w przypadku zagrożenia z północnego - wschodu.
Bez amunicji nie ma wojny. Europa nie ma amunicji, Polska nie ma zapasów. Musimy uruchomić natychmiastową produkcję wojenną w PGZ, Mesko i WB Electronics, masowo tłuc pociski 155 mm, 120 mm, RPG, drony bojowe proste konstrukcji i broń podręczną w setkach tysięcy sztuk rocznie. Musimy stworzyć bałtyckie magazyny wspólne z Litwą, Łotwą, Estonią i Finlandią, zaopatrywać je w naszą broń bo w razie wojny nie będzie czasu na import i procedury celne. Wojna to rachunek krwi i rachunek amunicji, a dziś nie mamy ani jednego, ani drugiego.
Paliwo to kolejny punkt. Bez paliwa czołgi i transportery stają się złomem. Polska musi budować podziemne magazyny paliwowe na co najmniej 6 miesięcy wojny, rozmieszczone przy liniach kolejowych i w regionach korpusów. Nie wystarczy „bezpieczeństwo energetyczne” na papierze, trzeba mieć zapasy w beczkach i cysternach, ukryte i gotowe do użycia.
W czasie wojny Straż Graniczna i celnicy muszą zostać wcieleni do odtworzonego Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) i przerzuceni na zachodnią oraz południowo-zachodnią granicę, żeby kontrolować ruchy ludności, kontrabandę, szpiegów i dywersantów, odciążając wojsko od zadań policyjnych. Granice w czasie wojny muszą być szczelne i podporządkowane wojsku, a nie urzędnikom.
Nooo i najważniejsze pytanie... Skąd na to wszystko nabrać hajsu... Polska wydaje rocznie ok. 50 mld zł na 800+ i podobne transfery, miliardy na „dotacje miękkie”, szkolenia unijne, PR, pseudo-aktywności społeczne, utrzymanie przerośniętej administracji publicznej, biurokracji, agencji i fundacji. Z tych wydatków można przesunąć 30-40 mld zł rocznie na zbrojenia, amunicję i rozbudowę armii bez podnoszenia podatków. To polityczny wybór, nie cud. Uwolnienie inwestycji prywatnych. Zachęty podatkowe dla firm inwestujących w produkcję wojenną (amunicja, części, drony). Publiczno – prywatne spółki zbrojeniowe z szybką amortyzacją i ulgowym ZUS dla pracowników w sektorze obronnym. Zamiast marnowania dotacji na eventy i pseudo-startupy, pieniądze idą w drony, optykę, elektronikę i amunicję. Uporządkowanie państwowych gigantów. PGZ, Orlen, KGHM, Lasy Państwowe mogą finansować część inwestycji w bezpieczeństwo (np. budowa magazynów paliwowych, składów, bunkrów). Obecnie ich zyski często idą na projekty polityczne – można je skierować na obronność. Emisja obligacji wojennych. Dla chętnych obywateli i funduszy, z oprocentowaniem realnym, zabezpieczonym aktywami państwa. Razem można zebrać 40–60 mld zł jednorazowo na strategiczne zakupy i budowę infrastruktury (schrony, paliwo, fabryki amunicji). Ewentualnie sprzedaż części zbędnych nieruchomości państwowych i spółek (nie strategicznych) może zasilić fundusz obronny. A teraz tak seio... Polska może bez problemu znaleźć 50–70 mld zł rocznie na zbrojenia, zapasy i rozbudowę obronności bez bankructwa państwa i podnoszenia podatków. To wymaga jednak odwagi politycznej, rezygnacji, a raczej modernizacji, części socjalnych fanaberii i wzięcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo. O narodowym przemyśle farmakologicznym, spożywczym i tekstylnym nie wspomnę...
Powiesz, może, żem kiep i żem głupi, że wątpię w sojusze... To ja odpowiem tak... Sojusze były warte coś warte, jak ludzie mieli honor i poczucie tego, że jeżeli coś się obiecało to to się realizuje. Ukraina miała zapewnienia od pewnych państw w 1995 jak oddawała broń jądrową... A dzisiaj o tym cicho sza, nie było tematu. Dawno i nie prawda...
Dlatego lepiej wydać teraz, kiedy jeszcze możemy, niż później płakać nad stratami i okupacją.
Rząd tego nie robi. Zamiast tego podpisuje długoterminowe kontrakty na dostawy za 10 lat, które w razie wojny i tak nie dojdą, chwali się zakupem F-35, których nie mamy, nie produkuje amunicji, nie szkoli rezerw, nie tworzy zapasów. A wojna nie będzie czekać. Rotterdam pokazuje, że Zachód coś tam myśli o ewentualnej wojnie, że to dobry biznes, więc warto już za w czasu przygotować. A Polska? No właśnie... Powinna zrobić to samo. Państwo ma działać, nie przekonywać. Bo wojna to nie Instagram, wojna to rachunek krwi.
Zapamiętaj: Państwo ma działać, nie przekonywać.
Komentarze
Prześlij komentarz