Spokój to nasza broń

Drogi Czytelniku,

Od miesięcy jesteśmy zasypywani wiadomościami o wojnie. Z każdej strony słychać ostrzeżenia, komentarze i przewidywania. Każdy dzień przynosi nowy „alarm”, każda wypowiedź polityka staje się sensacją. W tym ciągłym hałasie trudno już odróżnić, co jest prawdą, a co tylko kolejnym nagłówkiem mającym nas przestraszyć. A przecież to właśnie teraz najbardziej potrzebujemy spokoju i rozsądku.

Patrząc chłodno na to, co się dzieje, widać jedno – świat nie jest w stanie pokoju, ale też nie jest w stanie wojny. Mamy raczej czas testowania granic. Rosja, Chiny, Iran – każde z tych państw próbuje sprawdzić, jak daleko może się posunąć. Europa i Stany Zjednoczone również nie pozostają bierne. Tylko że dziś nie chodzi o bitwy i czołgi, ale o coś trudniejszego do zauważenia – o wpływy, o emocje, o percepcję. To wojna, w której główną bronią są informacje.

Nie wierzę, by Rosja chciała dziś otworzyć nowy front. To byłoby samobójstwo strategiczne. Już teraz ogromne siły ma związane na Ukrainie, a atak na kraj NATO oznaczałby konflikt na skalę, której nie byłby w stanie udźwignąć. Putin dobrze o tym wie. Dlatego jego działania są inne: prowokacje, drobne incydenty, mieszanie informacji i sianie niepokoju. To klasyczna metoda rosyjskiej szkoły wojennej – jeśli jesteś silny, udawaj, że jesteś słaby, jeśli coś idzie źle, mów, że tak właśnie miało być.

Trzeba przyznać, że ta gra działa. Bo wielu z nas już nie wie, co myśleć. Każda sprzeczna informacja z rządu, każdy niejasny komunikat o dronach czy „niezidentyfikowanych obiektach” podsyca tylko chaos. A właśnie o to chodzi – żebyśmy przestali ufać komukolwiek i zaczęli bać się wszystkiego.

Dlatego dziś najważniejsze nie jest to, co powiedzą generałowie, ale jak zachowamy się my – zwykli ludzie. Spokój to nie obojętność. To umiejętność patrzenia na świat bez paniki. Warto mieć swój plan. Nie taki, który przyjdzie z góry, z rządowych komunikatów, bo te często pojawiają się za późno. Chodzi o plan oddolny – rodzinny, lokalny, sąsiedzki. Wiedzieć, jak się zachować w razie kryzysu, jak się skontaktować, co mieć przygotowane. To nie prepperska paranoja, tylko rozsądek.

Na poziomie państwa ten rozsądek oznacza coś jeszcze – wzięcie odpowiedzialności za własny los. Musimy przestać wierzyć, że Unia czy Ameryka zrobią wszystko za nas. Oczywiście, potrzebujemy sojuszy, ale nie możemy być od nich uzależnieni. Polska powinna mieć swój kierunek – rozmawiać z Chinami, rozwijać przemysł, wzmacniać energetykę i wojsko, ale robić to mądrze i z głową. Nie dla pokazania siły, tylko dla realnego bezpieczeństwa.

Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Ale jedno jest pewne – panika nie daje siły, a spokój tak. Dlatego zamiast straszyć się nawzajem, uczmy się działać spokojnie. Każdy na swoim poziomie. Bo czasem największym bohaterstwem nie jest walka, ale to, że potrafimy zachować zimną krew, kiedy wszyscy wokół krzyczą.

Dziś potrzeba nam również dobrej dyplomacji, wywiadu i kontrwywiadu – po to, by mieć oczy i uszy na zewnątrz kraju oraz zachować spokój wewnątrz. Bo żarcie się między sobą i powtarzanie każdej plotki tylko pogłębia chaos, który i tak jest już wystarczająco duży. Jeśli chcemy przetrwać i się rozwijać, musimy nauczyć się myśleć wspólnie, a nie przeciwko sobie.

Spokój to nie słabość. To dojrzałość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Plan ogólny - wiedza dla nie mających czasu na takie rzeczy

WOŚP na rozdrożu: od jednoczącej idei do podziałów

Najbardziej niedoceniany kandydat tych wyborów