Posty

Dwa lata zmarnowane. Polska, która miała być normalna, tonie w obłudzie

Drogi Czytelniku, minęły prawie dwa lata, odkąd Donald Tusk i jego koalicja przejęli władzę w Polsce. Dwa lata od tamtego symbolicznego, trzynastego grudnia, który miał być początkiem „nowej normalności”. Miał być powrót do demokracji, do Europy, do „europejskich wartości”, miało być przywrócenie praworządności, wolnych mediów, zaufania i stabilności. Miała wrócić Polska rozsądna, spokojna i poukładana. Ale zamiast nowego początku dostaliśmy starą rzeczywistość – tylko z nowymi twarzami. Bo przez te dwa lata rząd, który miał odbudować państwo, stał się jego najskuteczniejszym grabarzem. Zamiast planu na przyszłość dostaliśmy polityczny rewanż, zamiast reform – czystki, zamiast współpracy – arogancję. To nie był marsz w stronę nowoczesnej Polski, tylko powrót do przeszłości w wersji „deluxe” – z uśmiechami, ładnymi garniturami i medialną narracją, że teraz wszystko jest dobrze, bo „tamci już nie rządzą”. To jest właśnie największe oszustwo tej władzy – przekonanie ludzi, że wystarczyło ...

Młodzi nie muszą uciekać. Polska gminna może być domem.

Drogi Czytelniku, w poprzednim tekście pisałem, że w Polsce brakuje rozmowy o tym, jak mogłoby być. Nie o kłótniach, nie o hasłach, ale o prawdziwych rozwiązaniach dla zwykłych ludzi. Dziś chcę Ci pokazać jedno z nich – bardzo proste, bardzo możliwe, i bardzo potrzebne. Bo jeśli naprawdę chcemy zatrzymać młodych w Polsce, to musimy im dać nie ulotki o patriotyzmie, tylko realne warunki do życia. W ostatnich latach tysiące młodych ludzi zrezygnowało z marzenia o własnym domu. Nie dlatego, że nie chcą, tylko dlatego, że nie mają jak. Banki zamieniły kredyt w pułapkę, w której człowiek spłaca przez 30 lat dwa razy więcej, niż pożyczył. Młodzi nie potrzebują kolejnych „bezpiecznych kredytów” z dopłatami, które tylko pompują ceny. Potrzebują nowego modelu finansowania , który nie będzie oparty na zysku prywatnych banków, tylko na wspólnym interesie państwa i obywatela. I tu pojawia się rola KOWR. Instytucji, która przez lata zajmowała się ziemią rolną, a dziś mogłaby zająć się cz...

A może dało by radę inaczej?...

Drogi Czytelniku! Czasami mam wrażenie, że wszystko w Polsce kręci się w kółko. Co parę lat te same twarze, te same slogany, te same kłótnie. Raz PiS, raz PO, raz ktoś „trzeci”, który zaraz i tak się z kimś połączy albo rozpadnie. Wybory prezydenckie, które dopiero co przeżyliśmy, były tego idealnym przykładem — kampania zamieniła się w teatr, a właściwie w jarmark. Obrzucanie się błotem, wzajemne oskarżenia, pustka w środku. Słuchało się tego wszystkiego i człowiek miał ochotę wyłączyć telewizor. Bo powiedzmy sobie szczerze — na kogo dzisiaj głosować? Z jednej strony obietnice o nowoczesnej Polsce, z drugiej moralne kazania i straszenie. Z każdej strony piękne słowa, a potem… cisza. Nikt nie mówi o zwykłych ludziach. O małych miastach, wsiach, o Polsce powiatowej — tej prawdziwej Polsce, w której ludzie wstają o piątej, żeby iść do pracy, ogarnąć dzieci, zapłacić rachunki i po prostu przeżyć miesiąc. Patrzę na to i widzę jedno: nie mamy w Polsce partii, która naprawdę wyrasta z ludzi....

Czy naprawdę potrzebujemy wojny, by się obudzić?

 Drogi Czytelniku, Czasami mam wrażenie, że Polacy to naród, który potrafi przetrwać wszystko, ale nie potrafi wyciągać wniosków. Przechodziliśmy przez rozbiory, powstania, okupacje, transformacje i kryzysy. Zawsze potrafiliśmy się podnieść, ale nigdy nie nauczyliśmy się chodzić prosto. Zawsze zgarbieni, jakby z przyzwyczajenia, z oczami spuszczonymi w dół, bo przecież „nam się nie uda”. Tak właśnie wygląda nasza mentalność – wychowana na romantycznym cierpieniu, a nie na budowaniu. Wciąż słyszę, że polskość to ofiara, że patriotyzm to łzy i znicze. A ja coraz częściej myślę, że patriotyzm to nie wzruszenie – to odpowiedzialność. To codzienna praca, uczciwość, umiejętność tworzenia. Tymczasem od najmłodszych lat uczymy dzieci historii klęsk, a nie historii zwycięstw. Uczymy, że mamy się wzruszać, nie działać. Znamy daty powstań, ale nie znamy dat, kiedy Polska była największa w Europie. Wiemy, jak ginęliśmy, ale nie wiemy, jak wygrywaliśmy. To jest, moim zdaniem, największa rana na...

Spokój to nasza broń

Drogi Czytelniku, Od miesięcy jesteśmy zasypywani wiadomościami o wojnie. Z każdej strony słychać ostrzeżenia, komentarze i przewidywania. Każdy dzień przynosi nowy „alarm”, każda wypowiedź polityka staje się sensacją. W tym ciągłym hałasie trudno już odróżnić, co jest prawdą, a co tylko kolejnym nagłówkiem mającym nas przestraszyć. A przecież to właśnie teraz najbardziej potrzebujemy spokoju i rozsądku. Patrząc chłodno na to, co się dzieje, widać jedno – świat nie jest w stanie pokoju, ale też nie jest w stanie wojny. Mamy raczej czas testowania granic. Rosja, Chiny, Iran – każde z tych państw próbuje sprawdzić, jak daleko może się posunąć. Europa i Stany Zjednoczone również nie pozostają bierne. Tylko że dziś nie chodzi o bitwy i czołgi, ale o coś trudniejszego do zauważenia – o wpływy, o emocje, o percepcję. To wojna, w której główną bronią są informacje. Nie wierzę, by Rosja chciała dziś otworzyć nowy front. To byłoby samobójstwo strategiczne. Już teraz ogromne siły ma związane na ...

Polska w kryzysie... i to nie jednym

Drogi Czytelniku, Postanowiłem napisać ten tekst po ostatnich wydarzeniach w Polsce. Po kolejnym alarmie, po kolejnym dronie, który wleciał nad nasze granice, po kolejnych uspokajających komunikatach, że „sytuacja jest pod kontrolą”. Patrzę na to wszystko i widzę jedno: my wcale nie jesteśmy przygotowani. Ani na blackout, ani na kryzys migracyjny, ani na atak hybrydowy. Nie mamy ani planu, ani systemu, ani ludzi, którzy wzięliby odpowiedzialność, gdyby naprawdę coś się stało. Żyjemy w złudzeniu normalności – prąd płynie w gniazdku, sklepy są pełne, internet działa – i myślimy, że tak będzie zawsze. Ale wystarczy jeden dzień, by ten porządek runął. Wystarczy, że zgaśnie światło. I wtedy wyjdzie na jaw, że państwo nie ma dla nas żadnej oferty poza konferencją prasową ministra i apelem o spokój. Polska energetyka to system działający na kredyt. Sieci przesyłowe pamiętają czasy Gierka, bloki węglowe pracują ponad plan, a rezerwy mocy są iluzoryczne. Wystarczy kilka awarii w dużych elektrow...

Raport NIK o Polsce za czasów pandemii

Drogi Czytelniku, 9 września 2025 r. Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport „Epidemia COVID-19 – czas chaosu i nietrafionych decyzji”. I co się stało dzień później? Polska obudziła się wiadomością o nalocie rosyjskich dronów. Media zalał strumień komentarzy, analizy wojskowe, polityczne oświadczenia. Raport NIK – dokument, który powinien wstrząsnąć opinią publiczną – został praktycznie zagłuszony. Prezes NIK Marian Banaś powiedział jasno: „Decyzje podejmowane przez rząd były chaotyczne, nieskoordynowane i często nie miały podstaw w rzetelnych danych. Koszty były gigantyczne, a skuteczność działań – wątpliwa”. Co wykazał raport? Koszty pandemii – ponad 271 miliardów złotych. Z tego ponad 20 miliardów to czyste marnotrawstwo. Szpitale tymczasowe – 22 jednostki kosztowały 941 mln zł, 14 z nich było zbędnych, 3 nigdy nie otwarto. Strata: 612 mln zł. Szczepionki – kupiono ich tyle, że nawet przy pełnym wyszczepieniu całego społeczeństwa zostałoby nadwyżki. Brak analiz potrzeb, brak sys...